Dziś* jest 65. rocznica Powstania Warszawskiego, napisano już sporo, ale aby nie być posądzany o obojętność, napiszę tylko kilka słów.
Powstanie Warszawskie jako Wielka sprawa, nie dająca się „ukryć” przez sowieciarzy rozpowszechniła na cały PRL fakt istnienia AK, a przez to NSZ i inne organizacje walczące o wolność. Dla oddania należnej czci zabitym w Powstaniu żołnierzom, zamordowanych mieszkańców Warszawy, a później zamęczonych w ubeckich kazamatach setkach tysięcy zaszczutych „Żołnierzach Wyklętych” bez wahania podjąłem się organizowania niezależnego ruchu związkowego, z którego powstała NSZZ „Solidarność”.
Są głosy, że była to klęska i nie należy „tym się zachwycać – świętować”, gdyby było inaczej takich głosów by nie było, to zrozumiałe! Ale „Solidarność” też poniosła klęskę, a jednak świętujemy! Każdy na swój sposób, my 31 sierpnia, oni 4 czerwca, my stoimy tam gdzie „Solidarność” oni tam gdzie ZOMO! Dla nas Powstańcy to bohaterowie, dla nich to straceńcy – ofiary! Ciągle mamy dwie Polski! Aby należnie oddać honor Powstańcom Warszawskim nie wystarczy, wysłuchać w skupieniu wycia syreny, zapalić znicz, czy uczestniczyć w mszy św. na Ich intencję! Trzeba robić i zrobić wszystko co tylko możliwe aby Polska była Polską! O którą ONI walczyli.
* Tekst ten miałem opublikować wcześniej,ale problemy dnia powszedniego nie pozwoliły mi na to.
Dwa paszporty – emigracja, stan wojenny
Po komunikacie generała komunistycznego Jaruzelskiego o „możliwości” wyjazdu na „zachód” motywowany bezsensem siedzenia w więzieniu, napisałem do komendanta KWMO w Kielcach o mojej gotowości na taki wyjazd jeszcze w lutym 1982 roku. Po kilku tygodniach, otrzymałem odpowiedź, negatywną, wynikało z niej że jest prowadzone śledztwo w „mojej sprawie” i mam siedzieć na razie jako „internowany”, wyjazdy nie są dla mnie. Mój list był w tonie „buńczucznym”; że nie zamierzam zaprzestać i zmieniać poglądów itd.
Muszę napisać, że o tym fakcie „przypomniały” mi dokumenty uzyskane z IPN, do tego momentu sądziłem , że zawsze byłem przeciwny nieprzymuszonym wyjazdom siedząc jako internowany. Nawet więcej niż przeciwny, uważałem i głosiłem nawet, aby stosować ostracyzm w stosunku do deklarujących wyjazd. Za co solennie teraz przepraszam, wszystkich tych ,którzy wyjechali i tam na emigracji dawali świadectwo prawdy.
W końcu jednak wyjechałem 11 lutego 1983 roku do USA, powodowany strachem przed wcieleniem do „wojska” wywożąc ze sobą „kartę powołania” do Czarnego k. Szczecinka. Karta „powołania” paszport „w jedna stronę” i koszula więzienna jest w depozycie w muzeum „Narodów ujarzmionych” w Washingtonie DC. Żona otrzymała paszport w tzw. „biurze paszportowym”, mnie poprowadzono do siedziby komendanta KWMO w Kielcach i tam „uroczyście” w asyście kilku oficerów i z odpowiednią przemową wręczył mi „paszport” sam pan komendant Dolak ( stopnia nie pamiętam). Przemówienia „pożegnalnego” też nie pamiętam, wiem, że przedstawiał mi kilku oficerów, w tym jakiegoś majora, który mi ponoć „uratował” życie, aresztując jakiegoś milicjanta z Gdańska, który w szale zazdrości usiłował mnie zastrzelić. Było coś na temat, jacy oni są „dobrzy” bo jednak mi zezwalają na wyjazd, a wojsko mnie chce „usadzić” oraz coś w rodzaju „przestrogi”, że jako „wyższy oficer” Solidarności będę niewątpliwie narażony na wrogą agenturę, a PRL jest mimo wszystko moja ojczyzną, coś w tym stylu. Byłem tym doprowadzeniem do komendy wojewódzkiej ciężko wystraszony, bo się nie spodziewałem, takiego „odbioru” paszportu i mając ciągle ten nieszczęsny „bilet” do wojska, nie opuszczała mnie myśl, że oni ciągle „grają” i można się wszystkiego najgorszego po nich spodziewać.
W ten oto sposób „ominęła” mnie ważna rzecz, o której dopiero się dowiedziałem 3 lata później i to przypadkiem. Panowie esbecy, wręczając tzw. paszporty w „jedną stronę” udzielali instrukcji dla wyjeżdżających; że mimo iż paszport ma wbitą pieczątkę – na 2/3 strony, mówiącej, że dokument ten upoważnia do jednokrotnego przekroczenia granicy PRL- jest ważny przez okres jednego roku i nie należy go się pozbywać, mimo braku takiej adnotacji. Po upływie roku, należy w najbliższej placówce konsularnej PRL, zamienić nieważny dokument na paszport „konsularny”.
Na jakich warunkach dokonywano tych „zamian” możemy się tylko domyślać, wiedzą doskonale Ci wszyscy, którzy tego dokonywali. Z własnej orientacji mogę napisać, bez zbytniej przesady i raczej zachowując daleko idący „umiar”, że ta liczba wynosiła ponad 80% tzw. emigracji „Solidarnościowej”. Nie zamierzam też twierdzić, że każdy kto otrzymał paszport konsularny, musiał od razu stawać się TW lub innym agentem, ale sama procedura oczekiwania w ciągu pierwszego roku, w ramach „nie wychylania się” lub z czym często się spotykałem, że owszem włączę się , ale wpierw muszę „stanąć na nogi” ustawić się , dorobić, zadbać o najbliższą rodzinę itp. decydowała. Nawet jak sam były „działacz” nie odwiedzał w tamtych latach PRL, a tylko jego żona lub dzieci, to zdawał sobie przecież sprawę z tego, co może spotkać jego najbliższych, gdyby się „wychylił”!
Dobrze pamiętam jak się „wściekałem”, że podczas demonstracji pod konsulatem PRL na 37 ulicy i Madison Avenue, przybywało w najlepszym razie kilku byłych „internowanych”, a było nas w metropolii Nowego Jorku ponad 800-set. W USA i Kanadzie około 8 tysięcy we wczesnych latach 80’, w późniejszych latach liczba „emigracji posolidarnościowej” wzrosła kilkakrotnie . Wg notatki służbowej zw. „dokumentem” oznaczonym E-I-02230/83 Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – Biuro Paszportów, z dnia 2 grudnia 1983 r., czytamy: „ w okresie od 1 marca 1982 r. do listopada 1983 r. do organów paszportowych MSW wpłynęły ogółem 7363 wnioski o wyjazdy emigracyjne do krajów kapitalistycznych w trybie przewidzianym dla osób internowanych, opozycyjnych działaczy politycznych oraz osób z przeszłością kryminalną. …ilustruje poniższa tabela;”
Internowani: 1986, zgoda-1901, wyjechało -1632 ( w tym czł. rodzin 3037) Opozycja: 540, zgoda-353, wyjechało-223 ( w tym rodzin 312) Kryminalni: 146, zgoda-108, wyjechało-96, ( w tym rodzin 108) – wśród byłych internowanych, którzy otrzymali zgodę na wyjazd emigracyjny do krajów kapitalistycznych, było: 36 członków i pracowników etatowych b. Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, 299 członków b. Zarządów Regionów, 734 członków b. Komisji Zakładowych, 61 działaczy KPN, 35 KOR-u oraz 33 NZS-u…. podpisał generał brygady Rudolf Rusin -dyrektor biura paszportów MSW. Więcej na ten temat w „Biuletyn IPN” nr 12 – grudzień 2007.
W Komitecie Pomocy „Solidarności” w Nowym Jorku, jak już kiedyś wspominałem w tekście o Janie Nowaku-Jeziorańskim, też kilku, mniej niż pięciu! W 1984 lub 1985 roku odbył się koncert piosenkarki pani Ewy Demarczyk, na „dole” Manhattanu w teatrze, sala nabita, byłem wstrząśnięty nie koncertem, ale po raz pierwszy widziałem takie „masy” nowej emigracji.
Pomyślałem, Boże! Gdyby choć 10% tych tłumów zechciały cokolwiek zrobić na rzecz podziemia, inaczej by sprawy się miały! Pierwsza fala „odwiedzających” PRL rozpoczęła się już w 1985 i stale rosła by przekroczyć 90% pod koniec lat 80’.
Niektórzy „emigranci posolidarnościowi” w początkach lat 90 przystąpili do grupy uwłaszczającej się nomenklatury komunistycznej, kupowali upadające zakłady, budynki i inne środki trwałe! Obecnie nikt już tamtych czasów nie pamięta, sporo powróciło na stałe, mają biznesy, dają hojne datki na kościoły lub inne „społecznie pożyteczne” organizacje ,stać ich, ale nadal się nie „wychylają”, mimo to są powszechnie szanowani, czasami nawet odznaczani, czy to lokalnie czy przez władze centralne. Z marszu wchodzą w różnego typu elity. Ta garstka, która się wychylała nie ma za co nawet wrócić, nie ma już nawet gdzie, do kogo, kilku już przeszło na „wieczną wartę”. …
Pozdrawiam MirekD.
Ciągle zmagam się z moim staruchnym lapkiem. Dziś wysiadł mi chyba monitor.